Próba Pani Ogawy




       - Nie wiem, czy to prawda, 

że pierwszą opowieść o wampirach

napisał Goethe. Może nawet nie

- po prostu tego nie pamiętam. -

westchnęła Pani Ogawa. - To 

łatwo sprawdzić, ale wiesz jak 

dużo mam teraz czasu. Za życia tyle 
 
nie miałam i nie chcę go tracić na 
 
takie nieistotne rzeczy. - 
  
       - Czas, droga Pani, to pojęcie 

względne. - zauważyłem dla żartu.

       Usłyszałem bicie ściennego 

zegara. Kłaniał się przede mną 

wiek XIX.  Była dwunasta w nocy,

więc poczułem się trochę nieswojo.
 
Zwykle godzina ta nie robiła na mnie

żadnego wrażenia i odwiedzałem

cmentarze nawet o wiele później

w nocy.  Ale po uwadze Pani Ogawy

poczułem się nieco zdezorientowany.

      - Zapraszam na kawę. - 

powiedziała i pomyślałem, że 

jestem raczej w Londynie niż w 

Kioto. Potęga wyobraźni...Ale 

już po chwili okazało się, że wiem

tak niewiele. 

      Staliśmy pośrodku cmentarza, 

nieopodal grobowca w kształcie 

piramidy egipskiej.  Pani Ogawa

zapaliła świeczkę i odczytała 

napis: "Tu spoczywa Lord Strahan.

Nie zabiła mnie kochanka, ani

żona, lecz własna zazdrość."  

A potem poruszyła mosiężną 

klamką i wrota grobowca 
 
otworzyły się a naszym oczom 
 
ukazał się sarkofag z białego 
 
marmuru.  U stóp leżącego na 
 
prawym boku Lorda klęczały 
 
dwie młode kobiety i spoczywał

wierny chart.  

      - Nie wiadomo, która jest jego

żoną, ale pewnie ta młodsza. 

Poczciwe psisko!  - powiedziała 

Pani Ogawa i młoteczkiem poczęła 

ostukiwać marmur.  - Nie ma 

go... - wyszeptała po chwili. 

       A wtedy nagle zatrzęsła się 

ziemia i wrota zatrzasnęły się.  

       - Już stąd nie wyjdziemy...To

znaczy ty nie wyjdziesz, bo dla 

mnie to żaden kłopot.  Mam 

nadzieję, że obudziłam Twoją  

ciekawość.  Bóg jeden wie, 

gdzie się włóczy ten Strahan!

...A teraz - żegnaj!  Nie mieliśmy 

szczęścia z tą kawą...

     Zrobiło mi się, nie pojmuję 

dlaczego, lekko na duszy, jakbym

nie miał ciała, może od oparów 

z kadzielnicy i usłyszałem 
 
wyraźnie podwójny kobiecy głos:

     - Witamy Pana, Panie Nezumi. 

Proszę się rozgościć!  Lord wróci

niebawem...

     Ale usłyszałem również

głos zaniepokojonego puszczyka. 

     Spałem chyba dość długo, 

bo obudził mnie chłód świtu. 

Grobowiec był otwarty i rzuciłem 

się w poranną mgłę.  W żaden 

sposób nie mogłem jednak 

odnaleźć wyjścia z  cmentarnego

labiryntu. Chcąc ukoić rozpacz

przez cały dzień podziwiałem 

jesienne drzewa a wieczorem 

musiałem poszukać schronienia

w komorze grobowej piramidy.  
 
Panowała tam teraz niewysłowiona 
 
cisza. Straciłem poczucie czasu...

Obudził mnie dopiero niski, 

stłumiony głos:

      - Z prochu powstałeś! - 

rzekł Lord Strahan i zabrzmiało 

to jak dobry wieczór. - Czy 

policzyłeś już wszystkie drzewa? 

     - Nie każde potrafiłbym nazwać,

ale cyprysy są niewzruszone nawet

na wietrze. - 

     - I nie przeziębił się Pan? Jest 

Pan tak lekko ubrany?  Jest zima! 

     - Nie zauważyłem. Kiedy 
 
wychodziłem była chyba jesień.

     - Może mi się wydawało, ale 

spał Pan długo.  Ja nocami nie

śpię.  Czytam sobie ostatnio 

spacerując ustępy z platońskiego 

"Fedona", ale dowody 

nieśmiertelności duszy brzmią 

marnie.  Nuda...Co jakiś czas

muszę kogoś udusić, żeby się 

całkiem nie zanudzić.  Ale mary

nie wysysają krwi ofiar.  To 

jakiś ponury zabobon!  Do życia,

równoznacznego z fizycznym 
 
nieistnieniem nie jest im potrzebny 
 
żaden pokarm, ani nawet istnienie
 
innych ludzi.  - 

       - Ci, którzy powołują się na

autorytet filozofii często nie mają o

niej pojęcia, albo oszukują samych 
 
siebie...Czy mam zacząć się bać 

o własne życie?  - spytałem po 

chwili.

       -  A czy to by w czymś mogło 

pomóc?   Lepiej o takich rzeczach

nie wiedzieć, aby przyjemnie nas

zaskoczyły.  Ludzie umierają ze

strachu zamiast rozumieć.  A

przecież każdy kiedyś umrzeć musi!   
Mnie zabiła zazdrość.  Miałem 

żonę i kochankę i nie wiedziałem,

która mnie zdradza.  To jakby

nad twoim życiem czaił się 

podwójny cień...

       Po tych słowach  upiór 

zamilkł i położył się w sarkofagu,

ja zaś zacząłem czuwać.  Ale ile

można nie spać?   W końcu 

organizm odbierze sobie wszystko. 

Śniło mi się wiele rzeczy, jakbym

widział je w kilku lustrach 

jednocześnie, aż zjawił się 

puszczyk, którym jak się okazało 

była Pani Ogawa.  Musiała się 

w niego jakoś przeistoczyć. 

Dalej już nie pamiętam...
 
Po przebudzeniu wodę piłem 
 
z lodowych sopli, ale niczego nie 
 
jadłem i czułem jak opuszczają 

mnie siły.  Leżałem teraz chyba 

w sarkofagu na miejscu Lorda 

zesztywniały z zimna. Powietrze 

było w nim zatęchłe jak nad 

wodami Acheronu. W tym 

nieszczęsnym położeniu lęk przed 

uduszeniem wydawał się nie 

największy.  Skróciłoby to moje

męczarnie.  Ale Lord nie chciał 

mi okazać miłosierdzia i drzemał 

na posadzce grobowca jak pies, 

któremu wszystko jedno gdzie 

kładzie głowę.  Ja zaś rozpalony

trząsłem się z zimna i umierałem 

z głodu.  Nie wiem, w jaki sposób 

utrzymywałem się przy życiu. 

Oczywiście to wszystko musiało się 

jakoś skończyć...Ale czy na pewno?

Niektóre udręki trwają przecież 

bez końca. 

       Wysiłkiem woli zwlokłem się 

ze śmiertelnego leża i stanąłem 

nad Lordem.  Strahan przestał 

dyszeć, odemknął lewe oko 

i zawarczał:

       - Po co wstałeś?   Odstąpiłem 

ci własną śmiertelną pościel. 

I nie licz na to, że cię uduszę!

Poświęcam się dla ciebie. To

niezwykle szlachetne z mojej 

strony. Mam wolną wolę. Myślisz,

że muszę bez przerwy straszyć? - 

       - Ale ja nie mogę w spokoju

odejść. Bardzo cierpię...

       - A na to to już nic nie

poradzę! 

       - Jesteś nędznikiem,  Strahan!

Nie dałeś mi nawet kropli wody. 

      - Masz sople! 

      Powlokłem się z powrotem

w czeluść sarkofagu i 

postanowiłem czekać. Jeśli 

istnieje Bóg i nie jest on jedynie

bryłą materii, to każde 

zatracenie i zagłada niesie ze

sobą uwolnienie od koszmaru

jakim bywa życie.  

      Leżąc tak rozpalony w ogniu 

zapalenia płuc usłyszałem,  że 

Strahan przez sen jęczy jak 

człowiek, a nie jak pies.  Zdjęło 

mnie współczucie i pochyliłem się 

nad nim z troską, choć byłem 

u kresu sił. 

      - Dlaczego stoisz nade mną 

jak kruk? 

      - Jęczysz. Chyba źle się 

czujesz...

      - Co za straszliwa pomyłka!  

- wyrzucil z siebie  - Zabiłem żonę a 

powinienem zabić Elizabeth...

      - Pomyłka to rzecz ludzka. 

      - Jak ona patrzyła na tego 

durnia!  A ten udawał, że uwodzi 

ją niejako z czystej życzliwości

i przez grzeczność wynikającą 

z dobrego wychowania. Zbyt 

późno przejrzałem na oczy.  

      - Więc jednak jest w tym 

jakieś dobro. Co było złe dla

żony, było dobre dla Elizabeth, 

która mogła zająć jej miejsce. 


     - Nie, nie!   To jest bezmiar, 

otchłań zła!  I w dodatku nie 

spotkała mnie za to żadna 

kara.  Nie próbuj mnie pocieszać! 

Przez całą wieczność będę 

żałował...

      - Nie smuć się, strapiona

duszo. Przecież nie żyjesz! 

      - Myślisz?  Sam nie wiem...

      - Bądź dobrej myśli. - 

      - Nonsens!  Zmarłego nie

można pocieszyć.

      - Duchowe cierpienia są 

często większe niż fizyczne. 

Ot taki Hiob, prawie się nie przejął 

śmiercią najbliższych, bardziej

już stratą wielbłądów, ani 

nawet wrzodami, które musiał 

rozdrapywać, a najbardziej 

bolały go oskarżenia przyjaciół. 

Ale bywa też niewyobrażalne 

cierpienie fizyczne. -

     Chciałem jeszcze coś 

powiedzieć, ale Lord zasnął. 

Nie ma większej ulgi od tej, 

jaką przynosi sen. Dlatego

demon rządzący  światem tak

go nam w potrzebie skąpi. 

      Nie wiem jak to się stało, 

ale nagle znalazłem się w

pokoju Pani  Ogawy.  Byłem 

pogrążony w jakimś dziwnym 

spokoju, który niezmiernie 

mnie irytował - przywodził mi

bowiem na myśl bezwład 

śmierci.  Pani Ogawa musiała to

zauważyć, bo powiedziała:

     - Jesteś trochę wyłączony.  

Poddałam cię próbie. Jeśli 

bezmiarze cierpienia potrafisz 

myśleć bez zawiści Innym, to 

nie jesteś jeszcze stracony.  

Strahan zdradzał  żonę i kochankę. 

Dlatego podejrzewał  je obie

o zdradę i prawdopodobnie

nie mylił się...Jest już prawie 

pierwsza.  Chodźmy spać 

zanim licho nas porwie.  

Ale najpierw kawusia! 

     - Dla mnie Ice Late...Ale czy

nie łatwiej jest myśleć o Innym

w bólu i niepokoju niż w

pomyślności?  Zobacz jak 

ludzie pomagali sobie podczas

wojny i klęsk żywiołowych. 

Jak za sobą tęsknili w rozłące.  

Tego prawie się nie spotyka

w czasach dobrobytu, który 

skrywa nędzę. Ludzie

oddzielają się od siebie...

      - Długo by o tym mówić! 

Zarówno jedno jak i drugie, 

niepokój i ból, jak i dobrobyt

i błogostan, są często udziałem 

ludzi, których o to nie 

podejrzewamy.  Cierpienie

bywa głęboko ukryte, a życie,

które wydaje się nędzne, 

może skrywać głęboką radość. 

Ale ja nie mam czasu na to,

aby to rozważać w mym

obecnym położeniu. Po śmierci 

moje życie strasznie przyśpiesza! 

...A ty masz go jeszcze mniej. 

Przecież niedługo umrzesz.







      



   

         

        








   












      


Komentarze

  1. Dwie uwagi do powyższego tekstu.
    Napisałem go w jednym formacie druku, ale system "wywala" mniejsze
    i większe litery.
    Opowieść z rodzaju
    niesamowitych zmieniła się
    niepostrzeżenie w groteskę. Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. W telefonie wygląda to jeszcze gorzej,
    bo są "rozstępy"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałem, że może uda się jeszcze coś poprawić i w nocy wycofałem publikację...Ale niewiele mogłem zrobić. Sztuczna inteligencja wie lepiej🙂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty