Green and Grey

                               "Widmem zmarłego przyjaciela jest

                       czas miniony." (Shelley)

 

      Mimozy, konwalie, tulipany, tuberozy i jaśmin 

zdobiły ogród  Lorda, ale kąśliwe osty, pokrzywy

i łopiany wyrastały kawałek dalej.  Lord Blow 

zamierzał wkrótce rozstać się z życiem, chociaż 

choroby zbytnio mu nie dokuczały.  Nie zlecił 

więc ogrodnikowi szczególnej dbałości o ogród, 

a ten czynił to jedynie siłą inercji.  Po śmierci swej  

jedynej córki popadł w melancholię i nie troszczył 

się już o swój księgozbiór, ani o muzyków z orkiestry.  

Przestały go interesować nawet księgi rachunkowe

i odwiedziny znajomych, a jego ulubiony koń

umarł prawie z nudów i braku ruchu. 

      Któregoś dnia Blow położył się na łóżku, 

odmówił przyjmowania posiłków i picia wody 

i jął czekać na śmierć. Jednak ta opóźniała się.

Całkiem nieoczekiwanie zastał go w tym 

położeniu - to chyba odpowiednie słowo - 

znajomy poeta Green. 

    - Słuchaj, drogi przyjacielu, nie myśl, że jesteś

jak Seneka. Po pierwsze nikt nie grozi ci śmiercią,

a wybierasz ją dobrowolnie i to z powodów, w 

moim poczuciu amoralnych.  Masz taki nastrój

i kaprys.  A życie, mój drogi, jest własnością 

bogów i to oni jedynie decydują, kiedy cię z niego

zwolnić, jak zauważył już boski Plato.  Po drugie,

czy pomyślałeś dokąd cię to zaprowadzi?  W 

mroczne czeluście piekieł ku uciesze stu diabłów. 

Moja ukochana nazbierała dla ciebie poziomek 

z lasu i zrobiła ciasteczka. Zjedz je, a poczujesz się

jak pies, który dostał swą kość!   Nie przywrócisz 

już życia sennej marze.  Jest tyle nimf i ulotnych 

wdzięków. To prawda, że dobiegasz już czterdziestki, 

ale to jeszcze nie wiek całkiem sędziwy. A nimfy, 

powiem ci to w sekrecie, dzielą się na leśne, wodne 

i łąkowe, zaś wśród łąkowych najpowabniejsze są 

źródlane.  Ich usta są przeczyste jak kryniczna 

woda. Nikt jeszcze ich nie tknął. A słowiki i 

cykady? Czy nie chciałbyś ich posłuchać? 

A szum strumienia i cień drzewa w upalny 

dzień?

     - Mam niejakie zastrzeżenia do tego 

podziału. Rzekłbym raczej, że nimfy źródlane 

należą do wodnych. -

    - Nic nie stoi na drodze do twojego szczęścia. -

    - Tak myślisz...Otóż wiedz, jak bardzo się 

mylisz! Nie ma już na tym świecie nic, co 

mogłoby mi sprawić radość.  Gardzę sobą i 

tym marnym żywotem poczwarki, która nigdy 

nie stanie się motylem.  Codziennie myślami 

jestem na jej cichym grobie.  -

    - Nie mów słowami romansu. Rozjaśnij swą 

myśl!  Bóg dał, Bóg wziął!  Jest teraz w niebie 

pośród anielskich istot.  Musisz się z tym 

pogodzić... -

   - Z tym, że jest w niebie?  Ja jej w 

ogóle nie żałuję!  Była mi, by tak rzec, dogłębnie 

obca.  To jeszcze dziecko, jak duszek. 

Słodka marmoladka!   Ale tak tęsknię za moją

Kruszynką. -

   - Jest pod władzą Prozerpiny. Nic na to nie

poradzisz!   Zbadałem już naturę tęsknoty.  

Tęsknota  (desiderium) to jedynie

pożądanie, które podnieca pamięć o rzeczy, 

którą pragniemy posiadać.  - 

   - Jestem prawie pewien, żeś to skądś 

wyczytał, ty gamoniu! Ale zapomniałeś 

dodać "I zarazem powstrzymywane przez

pamięć o innych rzeczach wyłączających 

istnienie tej rzeczy upragnionej."

   - To dla mnie zbyt zawiłe...Ale tkniesz moje 

ciasteczko? 

   - Wody!  - wyszeptał Blow - Za późno!

Ja...  

    Green usiadł przy jego łóżku, zjadł 

ciasteczko i rozpłakał się.  Wyrzucał sobie 

potem, że nie była to właściwa kolejność: 

Najpierw trzeba było się rozpłakać, a potem 

zjeść ciasteczko.  Tylko okrucieństwo jest 

gorsze od niewdzięczności.  Zapomniał nawet 

zamknąć mu oczy...Tak, najpierw zamknąć

oczy, potem wybuchnąć płaczem, a dopiero

na końcu rozkoszować się ciasteczkiem. 

Jeśli czegoś jeszcze nie pominął.

    Do pokoju weszła służąca.  Wpatrywał

się w jej nieco odsłonięte, obfite piersi. 

"Dorodna samica!" - pomyślał.  Ale służąca 

nie wiadomo dlaczego zaczęła łkać.  Green 

najpierw ją zganił i kazał osuszyć chusteczką 

łzy, a potem przytulił i zniewolił.  Poprosiła 

o jeszcze...

      - Zaraz może tu ktoś wejść.  Umówię się

z tobą na schadzkę w przyszłym tygodniu, 

dobrze? Masz takie delikatne ciałko.  Chcesz

ciasteczko? - 

      - Dziękuję.  Jest pan łaskawy!  Słodkie

i aromatyczne.

      Dziewczyna całkiem się rozmarzyła. 

Opowiedziała nawet o tym matce, a ta ją 

pochwaliła.  Green nie należał do biednych.

      - Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa,

mamo. On mnie kocha!  - 

      - Ale uważaj, jak będziesz wracać po nocy.

Najlepiej niech cię odprowadzi. - 

      Pobiegła na leśną polanę...I już nigdy 

stamtąd nie wróciła.  Green nie był sam. Był

z nim mecenas Grey.  Zaspokoili swe żądze,

wysączyli wino, a potem zgłodnieli i zdjął

ich chłód. Ogłuszyli więc swą podwójną 

kochankę, a potem upiekli i zjedli.  

     Straszna historia. Kiedy ją usłyszałem,

przez trzy dni nie mogłem spać z przerażenia

i dojmującego współczucia.  Ale ukazał

mi się Duch Blow' a i rzekł:  

     - To nie jest tak!  Człowiek jest z natury 

dobry.  Po co go plugawisz takimi niskimi

opowieściami? -  

     - Ale to się naprawdę wydarzyło. Jest

w rejestrze sądowym. 

     - Wiem, widziałem wszystko.  Ten Green

nigdy nie wzbudzał mego zaufania. Potrafił

tylko ładnie mówić, ale nie dorównywał 

najlichszym poetom. Nie byłby nawet

w stanie sam popełnić zbrodni, tak, jak nie

potrafił sklecić lichego wiersza...Grey miał

w sobie więcej ducha i dobrą znajomość

prawa rzymskiego.  Ale i on sam by się na

to nie poważył...Uśmierciłem ich obu!  

Ale, wyznam ci szczerze, to wcale nie byli

oni.  To leśne dziady!   Dawno już niczego

nie mieli w ustach.  

     Jednak Grey mocno się wystraszył 

i chciał ukryć ślady niepopełnionej zbrodni. 

Pod działaniem opium wydawało im się,

że mogli to zrobić i nie mieli pewności,

czy nie uczynili.  Green uważał, że to 

wszystko jedno, ale Grey jako prawnik nie 

mógł na to przystać. - 

       - To dlaczego ich uśmierciłeś? - 

       - Z miłości bliźniego. Sąd mógłby nie

uwierzyć w to, że fantazjowali i nie 

uniknęliby stryczka.  Byłoby to bardzo

niehonorowe!  Ale kierowała mną jeszcze

myśl inna, niekoniecznie uboczna - chciałem 

ukarać Greena za jego grafomanię, a Grey' a 

za machlojki w sądzie.  - 

      - Zabiłeś niewinnych ludzi? -

      - Ale uratowałem ideę!  Okazali się

niewinni... -

      - A jak się miewa twoja córeczka? -

      - Nie mogę sobie przypomnieć jej 

twarzy. -  

      Po zniknięciu ducha trzeba zawsze trochę

odczekać. Nie możesz uciekać, bo cię dopadnie. 

Najlepiej po prostu trząść się ze strachu...

Ale mnie nurtowało zagadnienie inne.  Czy

należy zawsze wierzyć w słowa wypowiedziane

przez ducha, nawet jeśłi za życia był lordem? 

         



 

Komentarze

  1. Opisana przeze mnie zbrodnia wydarzyła się naprawdę i to w Polsce.
    Ja jedynie przedstawiłem ją w sposób mniej naturalistyczny, zmieniając też
    charakterystykę postaci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty