Niewielka perwersja i miłość (Opowieść rosyjska)
Wieczór już był, a po prawdzie nawet noc.
Świerszcze grały swą muzykę pod roziskrzonym
niebem, a w polu pachniało zbożem. Hrabia
zerwał jeden kłos i przygryzając go, rozgadał
się. Opowiedział dziewczynie prawie całe swe
życie, robiąc w swej opowieści znaczące pauzy.
Mówił z emfazą, ale Daszeńka i tak przysypiała.
Miała ciężką noc. W końcu całkiem się roztkliwił
i powiedział:
- Źle mi jest Dasza. Dusza mnie boli i żyć się
nie chce, a potem znowu chce. Kto wie, czy to
nie z twojego powodu. -
- Ale dlaczego, dlaczego, Arkadiuszu Iwanowiczu?
Ja uważałam, co mówisz, tylko ręce sobie po
łokcie urobiłam i głowę mam ciężką. -
- Ano, dlatego. Tak a nie inaczej! -
- To, co ja mam zrobić? -
- Dla mnie to ty nawet pod pociąg możesz się
rzucić. A co to ja jestem twój znajomy? -
- Ale mówiłeś, że mnie kochasz. Pamiętasz?
I że... -
- No nie becz już, nie becz...Było nie kraść!
Jak co leży w kredensie, to niech tam leży.
Na srebrną łyżeczkę z perełką się połaszczyła.
No to masz teraz swą perełkę! -
- Przysięgam, że to nie ja! Nie zwalniaj mnie
Arkadiuszu Iwanowiczu. Buty twoje będę
całowała prze mszą. Gdzie ja się podzieję?
A mamusia moja chora i siostra nieletnia.
A ile trupków u nas pomarło. I nawet koń padł!
Jeszcze mogę się na coś przydać - upiorę, ugotuję,
posprzątam, do stołu podam, do snu utulę. Trzeba
mieć Boga w sercu. -
- To pięknie powiedziane. Ale łżesz i ujadasz jak
suka! Matriona na moich oczach cię obmacała
i łyżeczkę wyjęła spod desusów, ty gadzino! -
- Zrobię wszystko, co zechcesz. -
- To za mało, ty wstrętna sroko. Sroka złodziejka! -
- I nawet wszystko to, czego nie zechcesz... -
- To już lepiej! Kobieta powinna przejawiać
inicjatywę w tych sprawach. Koniec przymilania
się! Widzisz tę laskę? -
- Tak. -
- Znasz takie powiedzenie: "Twarde prawo,
ale prawo"? Po kolacji pójdziemy do twojej
służbówki i będę cię nią tłukł jak małą dziewczynkę
dopóki się nie połamie. I tak każdego wieczoru,
dopóki nie spłacisz swego długu. -
- Ale, co na to Irina Aleksandrowna? -
- Nią się nie przejmuj. Wie, że mężczyzna w moim
w moim wieku może mieć swoje drobne
przyzwyczajenia. Po laniu nałożę ci maść, żebyś
mogła usiąść na tyłku. -
- Dziękuję. Będę ci wdzięczna aż po grób. -
wzruszyła się Dasza - Powinieneś mnie za to
zabić, a ty, taki delikatny, darowałeś. Bo
gdzie ja teraz znajdę posadę? -
- Ale to nie wszystko... -
- Słucham, proszę pana. -
- Będę ci nakładał na łyżkę proszek do czyszczenia
zębów, a ty będziesz go zlizywała. To ci przypomni
o twoim grzechu. -
- Bardzo jesteś dla mnie łaskawy, Panie. Dziękuję
ci, że chcesz mnie uwolnić od grzechu i pozwolić
mi dźwigać mój krzyż... -
- Ale w miodzie musi być też łyżeczka dziegciu...
Pójdziesz ze mną na targ niewolników - urządzimy
rozumiesz, takie przedstawienie - a ja jak rzymski
patrycjusz udam, że cię kupuję, ale przedtem
będę musiał ci zajrzeć w zęby jak koniowi,
pougniatać tu i ówdzie, pociągnąć za warkocze,
zajść od tyłu i przytulić, jednym słowem sprawdzić,
czy mi się nadasz, a wszystko to na oczach służby
i twojego Gierasima. A potem mój kowal odprowadzi
cię w łańcuchach do kuźni i będzie cię tam kuł
jak kozę. Już go powiadomiłem o tym nowym
obowiązku. To prostak, ale zakazałem mu wybijać
ci ząbki...A potem wracasz do służbówki, gdzie będę
na ciebie czekał z moją lagą. Jak ci się to podoba? -
- Cudownie to panie obmyśliłeś! Ale może jest
jakiś sposób, aby tego uniknąć? -
- Nie taka ty jesteś durna jak myślałem.
Na każdą dolegliwość jest recepta. Wieczorkiem
wyliżesz mi hemoroidy, a potem przykryjesz
kołderką i nakarmisz kaszką jak niemowlę, albo
jak bezzębnego starca. A tamto, co przed chwilą
rzekłem, puść w niepamięć. -
- Jaka jestem szczęśliwa! Tkliwość to
przeznaczenie kobiety. -
- O, widzę, że nasza Ninette cię tego
nauczyła. To dobra guwernantka i ma
paryskie maniery. Najważniejsza rzecz to
znaleźć drogę do serca kobiety, jak mawiał
mój tatuś, a on, jak może wiesz, był
generałem artylerii. -
- Wiem, dosiadał mnie przecież jak swą
bułaną...A...przepraszam, że się ośmielę,
ale może pragniesz zupełnie czegoś innego,
panie? Tego, czego nie dała ci żadna inna
kobieta? -
- Czytasz w moim sercu! Faktycznie,
wszystko to już miałem i to nie jeden raz.
Jak król Salomon poznałem wszystkie
rozkosze życia. I wszystkie kradły mi łyżki
z kredensu...Jest taka jedna rzecz... -
- Powiedz, a wszystko spełnię, jak ta
złota rybka! Wiem, że z natury jesteś
szlachetny. Przecież kto inny na twoim
miejscu dałby mi bobu. -
Arkadiusz Iwanowicz przeszedł się
po salonie i zapalając fajkę, po chwili
milczenia rzekł:
- Od lat marzę o miłości. Cóż, kiedy
kupuję wdzięki za pieniądze, albo
otrzymuję je od takich jak ty...To tylko
nic nie znaczące perwersje, a ja potrzebuję
bezgranicznego oddania. Tak, żeby twoje
ciało i dusza należały tylko do mnie przez
całą wieczność. Żebyś potrafiła o mnie
marzyć i śnić na jawie jak rycerze o swym
serdecznym druhu i świetlanym władcy,
który nigdy ich nie opuści i z którym
osiągnąć mogą szczyt ideałów - piękną
śmierć! -
- Jestem twoja! -
- A jaki jest twoim zdaniem największy
dar miłości? -
- A jaki by inny? Oddać, życie za tego, kogo
się kocha. -
- Zatem zrobisz to! -
- Jak to? -
- Zabijesz się i będziemy kwita. A o łyżeczce
zapomnę i nawet małżonka się nie dowie. -
- Wspaniały pomysł...A nie lepiej, żebym co
innego zrobiła? -
- Jedynie miłość może odkupić twój haniebny
czyn. To moja ostatnia propozycja...Jeśli
odmówisz, wracamy do tego, o czym wspomniałem
na początku. Ale lekko nie będzie...Przemyśl to!
Jak łatwo możesz teraz uwolnić się od udręki
sumienia? Wystarczy chwila i nie będziesz
żyć...i cierpieć. Jak Ofelia! -
- Mam lepszy pomysł. - powiedziała Dasza.
Wyjęła z torebki rewolwer i zastrzeliła swego
czcigodnego chlebodawcę. A ten, konając
schwycił ją za gardło i wycharczał:
- O tym nawet nie mogłem marzyć! -
W salonie, bo zdążyli już wrócić z
przechadzki do salonu, zapadła śmiertelna cisza.
Widok szczęśliwego, błogiego nieboszczyka,
który szczerze się do nas uśmiecha, nie jest
wcale taki częsty. Ale Arkadiusz Iwanowicz
był szczęśliwy. Nareszcie jakaś kobieta
zamiast wciąż spełniać jego zachcianki,
wykazała się samodzielnością i wolą
pozostania z nim do samego końca.
Dasza i Gierasim pobrali się i mieli
ze sobą czternaścioro pociech, z których
szczęśliwie przeżyły cztery: Olga, Luba,
Natasza i Arkadiusz. Ten ostatni kręcił
sobie loki i bawił swą ulubioną srebrną
łyżeczką z perłą. A kiedy podczas wojny
w okopie trafił go kartacz, zaciskał ją
kurczowo w ręku. Gierasim ani trochę nie
zmartwił się tą stratą. "Nie mój!" - powiedział
tylko podczas ceremonii żałobnej. Ale
nawet pop tego nie usłyszał...
Tak więc - czy dobrze mówię? - wszystko
ma w życiu swą właściwą miarę. A dla
kobiet praktyczna rada. Miej zawsze
przy sobie torebkę i srebrny pistolecik.
Przepraszam, rewolwer...Zabij go, a będzie
ci dozgonnie wdzięczny.
Bardzo jestem ciekaw, co napiszesz...Trzeba mieć czasem trochę odwagi żeby pisać o takich rzeczach bez poczucia utraty sensu. Sama idea oddania w miłości jest może i piękna, ale jak ją odróżnić od sado-masichizmu i destruktywności...
OdpowiedzUsuńJa akurat to wiem. Ale, czy ludzie to wiedzą...
OdpowiedzUsuń...Ja mam niestety wrażenie, że z tym mobbingiem i molestowaniem w pracy to zmieniło się raczej teoretycznie. Jest już odpowiednie prawo, a także pewna zmiana w społecznej mentalności, ale problemy pozostają często dość podobne. Niedawno Ikonowicz pisał o kobiecie, która popełniła samobójstwo w zakładzie pracy, gdzie była molestowana i o strajku kobiet w tym zakładzie, które były stawiane w sytuacji podobnej. Jeśli jest jakaś większa różnica, to wynika ona z tego, że w naszym dzikim kapitalizmie w przeciwieństwie np. do wielu krajów azjatyckich, dziewczyna nie musi prostytuować się, żeby utrzymać siebie i rodzinę. Jednak podjęcie pracy czy jej utrzymanie lub zapewnienie sobie wyższego stanowiska wiąże się nadal często z seksualnymi świadczeniami. Tego się zdaje się za łatwo naukowo nie bada, ale obawiam się, że rezultaty mogłyby być zaskakujące...Charakter sado-masochistyczny według Fromma nie wiąże się jedynie z seksem. Jego zdaniem Hitlera poparli właśnie sado-masochiści. Pisze o tym w sposób niezwykle przekonujący. Według jego definicji istotą masochizmu nie jest chęć bycia upokorzonym i doznawania cierpienia, a raczej całkowitego poddania się komuś silniejszemu. Ta samo osoba może chcieć całkowicie owładnąć kimś słabszym i wtedy ujawnia się jej sadyzm. Na takich zależnościach zbudowano cały system polityczny - wodzowski i autorytarny. Destruktywizm polegający na chęci niszczenia życia, także własnego, jest z tym ścisłe związany i również był opisywany przez psychologów. Według Fromma to wykracza tak daleko poza seks, że miłość matki do dziecka może być sado-masochistyczna. Oczekuje ona wtedy od dziecka ślepego posłuszeństwa i nagradza je za nie miłością, której odmawia dziecku, kiedy to przestaje być posłuszne. Problem polega na tym, że oddanie należy do istoty sado- masochizmu, ale jest też czymś istotnym w dojrzałej miłości i przyjaźni, która wymaga często poświęcenia...
OdpowiedzUsuńOczywiście czasy, kiedy pan przechadzał się po polu i wybierał sobie jedną z chłopek do spełnienia swych zachcianek dawno u nas minęły. Ale, co się dzieje po korporacjach i biurach też czasem słyszę. A poza tym, pewna Pani, która zrobiła karierę w telewizji napisała nawet o tym książkę, w której wyśmiewa się z "myślicielek" (jak je pogardliwie nazwała), czyli z kobiet, które nie oddają się mężczyźnie, który może ułatwić im karierę, bo za dużo myślą lub zbyt długo się zastanawiają. Byłem na promocji tej książki i spotkała się z wielkim entuzjazmem tłumu (w większości młodych kobiet). Opowiedziała, że pracę w telewizji dostała, bo wpadła w oko dyrektorowi, który widząc ja na korytarzu zapytał, czy "chce, aby kura znosiła jej złote jajka przez całe życie." Oczywiście chciała i bardzo się tym publicznie chwaliła, pastwiąc się nad owymi myślicielkami ;-)...Motywacja jest więc może nieco inna, bo nie ma takiej biedy i bardziej chodzi zwykle o wygodne życie i sukces.
OdpowiedzUsuń