Senne pustkowie (Opowieść japońska)

     - Człowiek żyje sto lat. Konik polny jedną
jesień. - zauważyła Pani Ogawa.
    Chciał się jej odwdzięczyć podobną
sławną sentencją, ale był zbyt zmęczony, żeby
prowadzić jakąś wyszukaną konwersację.
    - Przybyłem tutaj w konkretnym celu. -
wyjaśnił.  - Podobno na pustkowiu był
kiedyś cmentarz, ale teraz nie ma po nim
śladu. Zapadł się chyba pod ziemię i zarósł
trawą. Ale w miejscu tym gromadzą się
demony. Lepiej przeżyć skromnie jeden
dzień w tym życiu niż tysiąc lat jako duch.
Ale do rzeczy. Podobno wie coś o tym Pani. -
    - Pierwszy raz słyszę! Ktoś to chyba
zmyślił. -
    Staruszka spojrzała na niego filuternie.
    - Nie będę żałował srebra ani złota, jeśli
mnie tam Pani zaprowadzi. -
    Pani Ogawa ociągała się nieco, ale
w końcu poszli.  Nie przeszli nawet kilkuset
kroków, kiedy zatrzymała się i powiedziała:
    - To tu. -
    Gość zdziwił się niezmiernie. Wydawało
mu się, że pustkowie jest bezkresne, a
tymczasem była to niewielka łąka pod
lasem.  Pomyślał przez chwilę, że kobieta
robi mu na złość, albo chce po prostu
wyłudzić od niego trochę srebra, bo na
złoto w tej sytuacji nie mogła liczyć. Wpadł
w furię i dobył miecza i byłby może ściął
jej głowę, gdyby jego wzrok nie padł na
pożółkłą jak dynia czaszkę, która majaczyła
w świetle księżyca.
     - Co jeszcze chcesz wiedzieć? - spytała
Pani Ogawa.
     - Mój gniew był nieco pochopny. Rozejrzę
się tutaj, a ty czekaj na mnie w domu. -
     Kiedy staruszka odeszła gość ukląkł
przy czaszce, objął ją czule dłońmi i ucałował.
     - Jesteś bardzo miły. - pochwaliła go
czaszka.
     - Podobno był tu cmentarz, który zapadł
się pod ziemię. -
     Czaszka uśmiechnęła się.
     - Ciekawe, kto wymyśla takie niestworzone
historie? Nigdy nie było tu żadnego cmentarza,
ale w pobliżu była bitwa morska i ranni, którzy
się nie potopili dopełzli w to miejsce...A wśród 
nich byłam i ja. - załkała nagle.
    -  A zatem jesteś czaszką wojownika? -
spytał.
    -  Nie. Przecież to chyba widać. Jestem czaszką
kobiety. Porwano mnie i umieszczono na statku.
Miałam tylko siedemnaście lat. -
    -  Bardzo ci współczuję, biedna dziewczyno, ale
przysłał mnie tu książę i mam mu złożyć relację.
Co ja mu teraz powiem?  Mówisz o morzu, a ja
go tu nie widzę. -
    - Tysiąc lat temu było tu jeszcze, ale się cofnęło.
Czego pragnie się dowiedzieć twój władca? -
    - Chciałby poznać zwyczaje okolicznych
demonów. -
    - Nikogo poza mną tu nie ma. -
    - Jak to? -
    - Po śmierci wrócili z powrotem do morza. -
    - Nie mogę tego powiedzieć księciu, bo skróci
mnie o głowę.  Lepiej już odbiorę sobie tutaj
życie. -
    - Powiesz mu, że demony dawno się już stąd
wyprowadziły, ale pozostał jeden, najstraszniejszy
z nich, czyli ja. Potwór ten ma głowę meduzy
i tułów ryby.  Potrafi znikać i pojawiać się nagle
w innym miejscu, dzielić na dwoje i zabijać
wzrokiem. Ale w zamian za tę radę oczekuję od
ciebie jednej rzeczy. Musisz przywrócić mi mą
dawną postać i pojąć mnie za małżonkę. Będziesz
ze mną obcował, chociaż nie jestem żywą istotą. 
Taka jest cena twego życia. -
     - Mam pojąć za żonę zimnego topielca? -
wykrzyknął.
     - A zatem wracaj do swego księcia z niczym! -
odpowiedziała głucho czaszka i potoczyła się
z piskiem po trawie.
     Mężczyzna nie przystał jednak na to. Wolał
już umrzeć niż obcować z duchami.
      - No i co? - spytała Pani Ogawa - Zapewne
wiesz już wszystko. Nikt nie przywróci życia
zmarłym, a po śmierci piękna dziewczyna
nie jest już dawną pięknością. Czy naprawdę
warto kochać?  Uprzedzałam cię, żebyś tam nie
chodził. -
      - Nie powiedziałaś ani słowa. -
      - Ale mogłeś się tego domyślić. -
      Wysłannik powrócił zatem na dwór poddać
się woli księcia. Ale ten właśnie wyzionął ducha,
a jego najstarszy syn nie wiedział nic o tajnej
misji. Wydawało się, że ta historia nie może
się lepiej zakończyć.
      Ale stała się rzecz nieprzewidziana. Kiedy
tylko zasypiał we śnie ukazywała mu się czaszka
i odsłaniając zęby uśmiechała się do niego, a
potem zmieniała się w galaretowatą meduzę
pokrytą wodorostami. Jednak zamiast budzić
w nim lęk, obudziła wielką tęsknotę. Przestał już
spać i jeść, patrzył w księżyc i myślał tylko o niej.
     A kiedy stracił już prawie wszystkie siły,
postanowił odnaleźć ją na pustkowiu, ale jej
tam nie było.  Jak szaleniec pobiegł do domu
Pani Ogawy, chcąc zapytać ją, co to wszystko
znaczy. Ale tego domu też już nie było...Powrócił  
więc na pustkowie, przebił się mieczem i do
dziś tam straszy. 



 
     




 

Komentarze

  1. Pogoda nie sprzyja chyba lekturze...A ja uwięziony przez zapowiedź burzy i gradobicia zastanawiam się czy nie rzucić wyzwania losowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba jakiś instynkt życia...Może o tyle jest to ważne, że gdyby ludzie nie chcieli żyć dłużej, to nie miałaby większego sensu wspólnota społeczna. Ale i tak można zastanawiać się, czy ma ona sens.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alma
    Duchy, duchy!

    - Czuj duch! Jak twój spiryt?
    - Same opary!! Duchnicy niedługo dostanę!!
    - Fakt, przezroczysto to ty nie wyglądasz...
    - Smutno mi w duchu.
    - Wyluzuj! Jakąś duszkę sobie weź! Tylko jedność duchowa tchnie w ciebie ducha!
    - No nie wiem… ja taki znikomy…
    - To bądź przynajmniej wieki duchem! Może Ewunię ci wywołać?
    - Ewunię? A co u niej?
    - Obejrzała „Uwierz w ducha” i uwierzyła – zainwestowała w swój rozwój: straszy obecnie w bibliotece uniwersyteckiej.
    - Ewunia to straszna topielica jest.
    - A Marlenka? Pożyciowo zaradna – organizuje dla dzieci „Wakacje z duchami”. W dodatku fajna dupa… eee miednica znaczy się! Jakie wydatne kolce biodrowe! Ja to bym z taką…Ta zmora? A gdzie ona się teraz pojawia?
    - Jest sezon ogórkowy – snuje się pod gruszą.
    - Na wsi to ja nie chcę.... Wolę w lesie w wielkim mieście… Myślę tak sobie w duchu o drobnej nie zezwłoce, dobrze zakonserwowanej… z idealnie pustą szczęką od grania na flecie… i z piękną duszą… i z oczodołami, przez które całą okolicę widać… Ale i tak nic z tego nie wyjdzie – jestem bezdomny, wyję na rozstajach…
    - Wielkie oczy, wielkie oczy! Zośce Wisielec to gały tak wypukło, że możesz je sobie z drugiej strony pooglądać! Tobie majętnej trzeba! Może Nefertiti? Z dobrej rodziny i z jaką chatą! Mówię ci – hit architektoniczny od tysiącleci!
    - Ma zaburzenia dysocjacyjne policzków – tych górnych i tych dolnych – cała zabandażowana chodzi… Chciałbym być związany z kimś duchowo… Tylko z kim??
    - Idź do Starego Dworu. Tam z obrazu jedna schodzi. Gdy pieje kur, niedźwiedź wyje czy coś tam…
    - Ale to już prababka!
    - Lecz młoda duchem!
    - Prędzej ducha wyzionę!

    - No tak, no tak… Ech, jakoś bezdusznie się zrobiło… Golniem sobie, co? To może podnieść na duchu! – duch rozparł się na kopczyku i wyprztęczył ogonek – Nie ma to jak Duchweiser!
    - Lodowato zimny. Jak dwutygodniowy nieboszczyk! – mlasnął z zadowoleniem drugi duch – Oooo, popatrz, twój inkwizytor czyśćcowy leci!
    - Wszelki duch! Gdzie!?? Ooo oooo, witaj duszko!
    - Uhmm
    - Zjawiskowo dziś wyglądasz, moja Kamforko… Taka uduchowiona jakaś…
    - Omamiać to ty fantomy możesz, halucynacjo jedna! – zaczęła z grubej czakry – Wynocha mi znad tego grobu!! Leżeć i wdychać wyziewy narkomanom się zachciało! A pensum jęków i stęków to kto wyrobi??!
    - Pokutnym, pokutnym… mój Obłoczku…
    - I tak przez ten kowid turystów po Koszmarnym Bagnisku mało się błąka! Burmistrz nam w końcu licencję na demonizację cofnie! I z czego widmem będziesz?
    - Tobie zawsze racjonalna struna w duchu gra, Zmorko... – mamrotał duch unosząc się i otrzepując swoją aurę…. Ale, ale duszko… ja, ja… JA PRZECIEŻ MAM MĘSKIEGO DUCHA!! – zapewne Duchweiser rozżarzył jego poświatę – I swoje męskie duchowe sprawy! – Spojrzał odważniej – I muszę je bezzwłocznie omówić z drugim męskim duchem! Teraz! Właśnie teraz i odczyniam to niniejszym! A ty, puchu ulotny, paranormalnie nam przeszkadzasz! Dysturbancje jaźni elicytujesz! … Dlaczego wzięłaś się tak nagle pod boki? I trzepiesz rzęsami? Czemu się zbliżasz… z taką miną… i ręce wyciągasz… co… co….

    Drobniutkie dłonie zaczęły szukać go pod marynarką. Oblepiły sublimowym dotykiem ezoteryczne instrumentarium. Mirażowe usta rozłożyły ciepło na jego wyblakłym, bezcielesnym nadprzyrodzeniu. Duszno zrobiło się jego rozrzedzonej materii choć nic nie było żywe, tylko niecierpliwie zachłanny język wibrującej upiorności mającej trysnąć po zmroku. A woltaż jej semikwarków wyniósł ją do wszechświata równoległego.

    - No cóż, znikać już będę - powiedział duch obciągając marynarkę - Godzina duchów tuż tuż.
    - Jak to? A piwko?
    - Taaa… dusza to rzecz niepojęta…
    - Jak ona w ciebie wniknęła?! Przecież ty nic nie możesz czuć!!
    - Mogę… siłą wyobraźni…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Nie miałem pojęcia, że takie rzeczy dzieją się w świecie duchów. To bardzo śmieszne. No i niektóre fragmenty mają sporą siłę sugestii :-)

      Są też drobne rzeczy do poprawienia w tekście - kiedy nie wiadomo dokładnie, co kto mówi, itp. ale tak jest zawsze przy pisaniu. A na poprawianie tekstu trzeba mieć czas. Poza tym, to czasem mordęga...Ale w całości czyta się z przyjemnością.

      Usuń
    2. Duchy są, Almo, rzadko chyba malkontentami, o ile nie należą do kategorii tzw. głodnych duchów, które nie mogą zaznać ukojenia :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty