Pechowiec...Opowieść rosyjska
- Gdyby mi tylko pozwolono być szczęśliwym...-
westchnął Aleksy Iwanowicz - To nie
zmarnowałbym tego szczęścia. -
- E tam! - odrzekła Praskowia Iwanowna -
Zawsze byłeś głupi.
- Prz...szam, że się wtrącę Aleksieju
Iwanowiczu. Wszystko jest jak rybi chuj. -
powiedział ktoś.
Zabawa trwała dość długo i Praskowia
Iwanowna nieraz kręciła korbką patefonu.
A kawior z jesiotra zjedzono prawie w
całości.
Jednak około dwunastej nagle zapadło
milczenie. To kapitan Sierioznyj położył
pistolet na stole. Wypił chyba deczko za
dużo.
W pierwszej chwili nie wiedział, co
ma powiedzieć, ale w końcu wszedł w
rolę.
- Wyjaśnimy wszystko do
najdrobniejszego szczegółu. Ściany, jak
to mówią, mają uszy. A wrogom i
sabotażystom skręcimy kark! Życzę miłej
zabawy! -
Wstał zataczając się nieco i wyszedł.
- On patrzył na mnie! - zawołał
Aleksy Iwanowicz.
- Nie na ciebie, durniu. A co ty panna
jesteś na wydaniu? Na niego akurat patrzył!
Schlał się i tyle...- ofuknęła go siostra.
- Ja nie mam szczęścia. -
Może faktycznie nie miał go zbyt
wiele, bo nazajutrz o piątej rano pod
daczę podjechał czarny samochód. Aleksy
Iwanowicz chciał wyskoczyć przez okno,
ale było zbyt wysoko i za późno...
Ale czy można powiedzieć, że nie miał
szczęścia? To się zdarza bardzo wielu
ludziom. Poza ubytkiem w szczęce nie
pozostanie śladu...A za dziesięć lat wróci!
A może go rozstrzelają? Jak szybko
podpisze, to nie będzie długo bolało...
Do wesela, jak mówią, się zagoi...
Nawet bardzo subiektywne...Człowiek przecież nie wie, co go czeka. Ale, jak napisał pewien sławny aforysta "Zawsze mamy dość sił, aby znieść cudze nieszczęścia" ;-)
OdpowiedzUsuń