Dawna poezja i cierpienie

   

  


Mimnermos pisał elegie miłosne w VII w p. n. e i był 

jednym z największych greckich poetów. W porównaniu z 

Teognisem trudno byłoby go nazwać pesymistą.  

    Wspominałem o nim podczas moich wykładów. Teognis pisał, jak później 

Heine, że lepiej byłoby się w ogóle nie narodzić, albo jak najszybciej przekroczyć 

bramy Hadesu. Coś podobnego miał na myśli Cioran pisząc o "niedogodności 

narodzin." Epikur z dezaprobatą odnosił się do takich poglądów, ale 

Mimnermos wypowiada się z daleko większym umiarem. Chciał umrzeć kiedy 

skończy 60 lat. W wierszu, który zamieszczam w polskim przekładzie W. Appela 

pojawia się ta sama metafora, jaką lepiej znamy z eposu Homera - 

"jak liście jesteśmy." 


    Z tym Zeusem i udrękami, jakich bogowie nie szczędzą śmiertelnym sprawa 

nie jest tak oczywista jak mogłoby się wydawać. Choć doprowadzają często 

życie ludzi do ruiny i przedwczesnej śmierci nawet oni podlegają przeznaczeniu. 

     Według Solona warto dożyć do osiemdziesiątki. A w starości człowiek może 
cieszyć się, jak filozofowie czasem głosili, mądrością i spokojem ducha. Czy nie 
są one niczym zakłócone - należy dość mocno wątpić.  A doświadczenie życia 
kładzie się na nim czasem głębokim cieniem...
     Mimnermos bardziej odsłania się w innym wierszu: 
     

    To fragment tego utworu, w którym poeta narzeka? na nadchodzącą starość. 
Rozkosz i to Afrodyty sugeruje jakiś hedonizm, ale zdaje mi się, że nie bez 
powodu poeta mówi o miłości.  Eros uskrzydla i daje poczucie nieśmiertelności, wieczności chwili. Mimnermos żył sporo przed Platonem, ale jakieś przeczucie istnienia piękna mogło się w nim kołatać. Jak to wyrazi później Coleridge 
"Miłość jest skrzydłem męstwa i wezgłowiem smutku."  
Choć w zakończeniu tego wiersza autor elegii wspomina o kobietach i 
chłopcach, dla których stary człowiek staje się "niemiły" i "wstrętny", to jednak raczej wyraz doświadczenia życia, a nie jedynie własnych, osobistych przeżyć.  
Nie sądzę, aby akceptował pogląd mego nieżyjącego od dawna przyjaciela, że 
"kiedy współżyję z jakąś kobietą, to znaczy, że ją kocham."  Jurek miał wiele 
kobiet i raczej je zdobywał niż kochał.  Wyliczył kiedyś nawet, ile go kosztuje 
kolacja z "panienką" plus benzyna do samochodu i wino w domu.  Jako filolog klasyczny miał jednak pewne wymagania wobec kobiet.  Jego chwilowa nawet partnerka nie mogła być głupia jak gęś i musiała wiedzieć, kto to był Homer.  
Pod koniec życia zakochał się, ale przerwała je śmierć.    
     Jeremi Przybora żartobliwie rzecz ujął w słowach - "Z rozkoszy tego świata 
została nam już tylko herbatka" (czyli "coś mocniejszego"). Nasz Danek jest 
żywym przykładem, że nie musi tak być...Ale w wierszu, który przytoczyłem 
wcześniej poeta w ogóle nie wspomina o "złocistej Afrodycie" i wymienia
zupełnie inne powody do trosk. Życie nie tylko przemija, ale jego ostatnia pora 
- zima raczej niż jesień, bywa okrutna. Choć nie dla wszystkich w taki sam 
sposób. 
     Ninel, osoba, z którą byłem w przyjaźni, choć nie wiem nawet jak wyglądała, 
a o jej śmierci dowiedziałem się przypadkiem, walczyła o moją miłość nie dla 
siebie, ale ponieważ widziała we mnie  wartościowego człowieka.  Miała żywe 
poczucie, że każdy musi kogoś kochać, bo miłość to rozwój, a przecież życie nie 
może podlegać stagnacji. Uważała za moje nieszczęście to, że najbliższa osoba 
mnie opuściła. Według niej nie była warta mojej miłości i ostatecznie zawiodła. 
Ta jej surowa ocena była oderwana od wiedzy o okolicznościach naszego 
wspólnego życia i psychiczną słabość, nieodporność osoby, którą kochałem, 
uważała za brak dobrej woli. 
    Ninel nie była młoda, ale doświadczenie życiowe i wiedza dawały jej szersze spojrzenie na życie i jakąś praktyczną mądrość. Choć z pozoru mnie to 
rozgrzeszało i uwalniało od poczucia winy, które człowiek zawsze w takiej
sytuacji ma, wcale nie chciałem tego słuchać. Toczyłem z nią wieczny spór, bo 
nie chciałem się wyrzec wspomnienia mej Eurydyki. To trudne, kiedy zstąpiło 
się dla kogoś w otchłań mrocznej czeluści...Nikt też tak, jak Ninel, nie namawiał 
mnie do publikacji mych utworów i do walki z bezsennością. Szlachetna była bezinteresowność jej przyjaźni. 
    Istnieją większe nieszczęścia niż odejście kogoś najbliższego i konstatacja, 
że być może nie był tak bliski jak nam się wydawało. Mam na myśli oczywiście śmierć najbliższej osoby, czasem po bardzo wielu latach wspólnego życia. 
     Wspominam o tym jedynie po to, aby wyznaczyć kres tym wspomnieniom,
przynajmniej dla publicznych zwierzeń i zwrócić uwagę na to, o czym 
Mimnermos mówi w pierwszym wierszu. To jednak jest jakaś egzystencjalna 
refleksja i nawet, jeśli ktoś chciałby ją zastąpić jakimś rodzajem stoicyzmu, 
albo prostej ufności wynikającej z wiary, dotkliwość sama pozostaje, a jedyne 
co można zrobić, to pewna operacja natury lingwistycznej, polegająca na tym, 
że nie nazwiemy cierpienia złem. Epiktet nazywał ją "musztrowaniem 
wyobrażeń", które uwalnia nas rzekomo od lęku przed śmiercią, utratą
bliskiej osoby i cierpieniem, skoro są one czymś nieuniknionym.   
    Jak napisał nie tak dawno Farnsworth w książce"Jak praktykować stoicyzm"  "Stoicy próbują odnaleźć coś wartościowego we wszystkim, co im się przydarza."  
Ta sama obsesja znajduje również wyraz w praktyce buddyjskiej.  Przeciwności 
losu, czy nawet złe charaktery innych ludzi można przecież jakoś zużytkować.  Buddyjscy nauczyciele twierdzą czasem, że powinniśmy być wdzięczni wrogom, 
którzy nas niszczą, bo czegoś się od nich uczymy.  Dzięki ich niegodziwości 
rozwijamy się wewnętrznie, uczymy się wybaczać i psychicznie hartujemy.  Ale 
to im nie wystarcza i dodają, że nie ma dla nas innych wrogów, niż my sami,
nasze własne emocje i myśli.  Tu już jednak wchodzimy w sferę świętego
absurdu. Założyciel stoicyzmu uważał, że nawet pluskwa ma swoje miejsce w porządku świata. Chrześcijanie zaś powtarzają często "Cokolwiek jest, jest 
dobre."  Problem polega tylko na tym, ile tego "dobrego" człowiek w opresji 
zdoła udźwignąć.  I dlatego współczesny teolog pisze: "Z wdzięcznością
przyjmujmy dobro, a cierpienie z pokorą." 
     Barbara Skarga, osoba, która w życiu doznała sporo cierpienia na zesłaniu
do Kazachstanu, skonstatowała kiedyś arbitralnie: "Cierpienie nie 
uszlachetnia. Cierpienie rozgniata."  Był to oczywiście protest przeciwko
tradycji starszej nawet niż chrześcijaństwo.  W rozumieniu Sofoklesa np. 
cierpienie jest czymś, co nastraja duszę człowieka, tak jak nastraja się lirę, 
żeby wydawała z siebie piękne dźwięki. To ono uświęciło życie Króla Edypa.  
Nie chcę odwoływać się do dobrze znanych przykładów z tradycji religii 
greckiej i innych religii, w których nawet sam Bóg często cierpi i jest
mordowany. 
     Św. Augustyn ujmował to tak: Bóg ugniata nas jak gdyby w
moździerzu po to, aby oddzielić ziarno od plew.  Cierpienie rozgniata
zatem jedynie tych nieodpornych na zgniatanie, a pozostałych uszlachetnia.  
Nie wiadomo jednak w jakim celu Bóg to czyni, skoro wie, jaki będzie wynik 
owej próby.  Czyżby nie żałował tych rozgniatanych... 
     Mój kolega napisał dzisiaj, że obrzydliwe wydaje mu się mówienie, że
Bóg chciał dobrze dla pielgrzymów, którzy zginęli w wypadku samochodowym. 
Dalej zaś nie mógł się powstrzymać i napisał, że widocznie dlatego tyle kobiet
kocha psychopatów, którzy się nad nimi znęcają, bo usłyszał to w rozmowie
z jakąś kobietą. 
     Ja sam nie żywię takich emocji, ale przypominam sobie podobne zdarzenie, 
które mnie kiedyś poruszyło.  Właśnie miałem się z nim spotkać w kawiarni 
niedaleko kościoła na Nowym Mieście, ale spóźniał się, więc zamiast pić w 
samotności piwo, poszedłem na mszę. Był na niej jakiś ogromny tłum młodych 
ludzi i podniosła atmosfera, jednak w pewnej chwili ksiądz wypchnął do 
mikrofonu dziewczynkę - mogła mieć z dziesięć, albo najwyżej dwanaście lat 
i kazał jej powiedzieć, że jest szczęśliwa, że jej rodzice, którzy zginęli w wypadku samochodowym, są już w niebie w obecności Boga, który ich kocha.  
Dziewczynka mówiła to, przełykając łzy, najwyraźniej przymuszona i na szczęście 
nic jej się nie stało.  Nie umarła przecież...    
 
     


Komentarze

  1. Dziekuje, ze tak dobrze o mnie myślisz Nezumi 😍

    OdpowiedzUsuń
  2. ...Ten tekst pisałem zbyt szybko, aby mógł być czymś więcej niż impresją. Jest tu kilka różnych wątków - w tym osobisty. Niewątpliwie bilans strat i korzyści, jakie niesie życie w późnym wieku, jest różny w przypadku różnych ludzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W absolutnej wiekszosci przypadkow bilans jest pozytywny, przynajmniej w moim otoczeniu.
      W konkretnym moim przypadku bilans przewyższa moje oczekiwania.

      Usuń
  3. Błąd ludzki, kierowca zasnął lub zasłabł i po co zaraz Boga obwiniać,
    filozofię chorą dorabiać...chora mentalność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo na pielgrzymkę jechali.
      A co, sam Bóg za kierownicą siedział?

      Usuń
    2. Wszystko ma naturalne przyczyny...Ale nie można powiedzieć, że Pan Bóg "cuwał"...

      Usuń
    3. Nezumi, ja jestem przykładem, ze opieka Aniołów Pana Boga działa za kazdym razem.
      Nie chce przez to powiedziec, ze tych 12 osob nie deklarowalo, ze maja opiekę -
      nie mówiąc juz nawet o cieżko rannych.
      ja tylko mowie za siebie, ze w moim przypadku opieka jest zapewniona juz od moich najmlodszych lat,
      Absolutnie nic mnie nie grozi, niezaleznie czy jadę do pracy czy na wakacje 1600 mil do Kanady.
      Dlaczego deklaracja opieki supernaturalnej dziala w przypadku jednej osoby a nie dziala w przypadku drugiej - to powinno byc przedmiotem studiów Filozoficznych.
      Aby ludziom żyło sie bezpiecznie na tym swiecie oraz dostatnio.

      Usuń
    4. tak dla porzadku Nezumi -
      to nie Pan Bóg czuwa lecz wg Biblii Aniołowie Pan Boga czuwaja nad naszym (czyli osoby wierzącej) bezpieczeństwem.
      Trzeba wiedziec, znac Słowo Boże aby zapewnic sobie bezpieczeństwo.

      Usuń
  4. Dla mnie cierpienie oznacza niewłaściwe myślenie,
    albo takie upodobanie do tego i pławienie się w tym,
    patrzcie jaki to ja nieszczęśliwy jestem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba jeszcze nie wiesz czym jest cierpienie...To dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj wiem, dobrze wiem,
    ale usilnie pracuję, by już nie odczuwać,
    ale załamki się zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cierpienie tez powinno byc przedmiotem badan naukowych na Katedrze Filozofii.
    Dlaczego jedni nie cierpią a drudzy cierpią.
    Dla mnie odpowiedz jest oczywista, wiecej Boga na codzień a nie od swieta.
    Ten temat powinien byc bardzo poważnie potraktowany przez Naukę zwana Filozofią.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piotrze - Poslugujac sie Słowem Bożym zapewniamy sobie:
    * Błogosławieństwo Bożej łaski pomyślności
    * zycie w pelnym zdrowiu
    * zycie w dostatku, ze mamy wiecej niz potrzebujemy
    * zyje sie nam coraz lepiej wraz z upływem lat.
    * mam przyrzeczenie, ze moje dalsze zycie bedzie tak wspaniałe, ze
    - ani moje oko nie widziało tak dobrego zycia
    - ani nawet nie słyszałem ze tak dobrze mozna żyć
    - ani nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak wspanialym zyciem obdarzy mnie moj Ojciec.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piotrze, wszystko powyzsze co napisalem jest Słowem Bożym zawartym w Biblii.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wielka jest twoja wiara Danlku,
    wyrywkami z biblii podsycona,
    też bym tak chciała,
    a w sumie nie narzekam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty