Kłopot z mówieniem...
Tak się zastanawiałem, o czym by tu napisać i właściwie po co,
mniej - dla kogo, bo jednak ktoś tu zagląda. Chciałem napisać o
"Kłopocie z istnieniem" Elzenberga, albo o jego esejach, ale
książki te, z których lekturą spędziłem niemal pół życia, zalegają
gdzieś w głębokich pokładach mojego niewielkiego pokoju i nie
ma żadnych szans, abym mógł je wydobyć. Elzenberg zawsze
był dla mnie kimś niesłychanie ważnym, ponieważ nie był, jak
moi nauczyciele, związany z tradycją tzw. szkoły lwowsko-
warszawskiej, a nawet "twardowszczyków" (jak ich żartobliwie
określał) uważał za "filozoficznych biurokratów." Przeniósł
się (wiemy jak niekomfortowa była to przeprowadzka) z Wilna
do Torunia. Zajmował się filozofią wartości, dziedziną wiedzy,
którą uczniowie i wnuki Twardowskiego, z niewielkimi wyjątkami,
do których należał między innymi Marian Przełęcki, interesowali się
zwykle mniej niż na to zasługiwała. Szybko jednak zorientowałem
się, że o wartości jakiejś myśli nie decyduje jej orientacja
światopoglądowa, ani sofistyczna argumentacja, a raczej jej
samoświadomość i rzetelność tzw. warsztatu i pragnienie bycia
bliżej prawdy. Pisząc eseje czy swój intelektualny dziennik,
Elzenberg pozwalał sobie na większą swobodę niż pisząc rozprawy.
Dlatego tak wiele z nich pozostawił w formie niedokończonej, nie
publikując ich. Nie mogąc mu w jakikolwiek sposób dorównać
przestałem w końcu publikować własne teksty. (Były też i inne
powody, związane zamachem na polską humanistykę, dokonanym
przez minister Kudrycką, ale to już całkiem osobny temat).
Jego filozoficzna refleksja była głęboka i pod wieloma względami
nie tyle przypomina egzystencjalizm, co egzystencjaliści
przypominają ją. Profesor Wolniewicz uważał nawet, że w
XX wieku było jedynie dwóch prawdziwie wielkich filozofów
- Wittgenstein i Elzenberg. Niewielka w tym przesada, ale
jednak przesada, bo byli i Jaspers, i Bergson, i kilku innych.
Może dlatego o Elzenbergu prawie nikt nie słyszał, a o
Kołakowskim, który miał szczęście dokonać żywota
po drugiej stronie dawnej żelaznej kurtyny, niemal wszyscy.
To dość smutne, bo w porównaniu z Elzenbergiem Kołakowski
pod pewnymi względami nie wydaje się być równie wybitnym
filozofem, choć tak sugestywnie pisał o nurtach marksizmu, a
później o teologii i niewątpliwie miał niemałą wiedzę i twórczy
rozmach.
Za pewne rzeczy Kołakowskiego oczywiście cenię i lubię go
ze względu na jego zainteresowanie Spinozą. A nie podoba mi się
w nim nie to, że jako marksistowski rewizjonista spał z pistoletem
pod poduszką (jak kiedyś wyznał - takie były czasy), ale dwie
rzeczy, które cokolwiek dyskwalifikują poszukiwacza prawdy.
Pierwsza, to jego wyznanie, że skoro nie wiemy, jaka jest prawdziwa
interpretacja jakiejś filozofii, to można ją dowolnie wykorzystać w
służbie pewnej ideologii, jak to zrobiono ze Spinozą, w czym
Kołakowski osobiście brał udział. Druga, to jego chęć unikania
rzekomej naiwności,a więc zarazem także niechęć do mówienia
czegoś, co mogłoby się wydawać innym naiwne. Sokrates wydawał
się naiwny, kiedy uznał świadomość własnej niewiedzy za mądrość i
kiedy utożsamiał cnotę z wiedzą. Eseje Kołakowskiego bywają
inspirujące, jak "Pochwała niekonsekwencji" i dość marne, jak "O
prawie do luksusu" (o ile dobrze zapamiętałem tytuł). Żaden z nich
nie dorównuje jednak esejowi Elzenberga "Brutus, czyli
Przekleństwo cnoty."
Przy okazji zabawna chyba anegdota. Podczas wykładu
Kołakowskiego w Audytorium Maximum, usiadłem obok studenta,
który przez cały czas dzielił się ze mną wrażeniami. "Przecież on
nic jeszcze nie powiedział. - irytował się - Na temat Kanta, to pan
ciekawiej mówił." Starać się mówić tak, żeby nie wydać się
naiwnym, to też sztuka. :-) Co chciał, to powiedział. Był wzruszony,
że może wygłosić wykład w wolnej Polsce i jest za to wdzięczny
losowi i zapraszającym.
Ale nie o Kołakowskim chciałem tu coś napisać. Znalazłem
rozprawy Elzenberga zamieszczone w książce "Wartość i człowiek."
Przy okazji kolejnego jej wydania wydawca napisał słusznie, że
"w polskiej filozofii kultury XX wieku Elzenberg zaistniał jako
najwybitniejszy badacz świata wartości...Ten szukający własnych
dróg samotnik poświęcił życie poznawczemu i praktycznemu
zmaganiu się z tajemnicą wartości..." Wykropkowałem to, z
czym nie do końca się zgadzam. Poza tym określenia "Samotnik"
i "tajemnica wartości" uważam za trochę zbyt kwieciste w
odniesieniu do Elzenberga i samych wartości. Ale piszący
oczywiście, ma do nich prawo. Wstęp do tego wydania książki
mówi też o "ślepocie na wartości", którą Elzenberg uważał za
główne źródło spustoszenia cywilizacji. Wobec takiej oceny
miałbym dwa istotne zastrzeżenia. 1) Nikt z poważnych
myślicieli nie jest całkowicie ślepy na wszystkie wartości, a
problemem pozostaje jedynie zwykle jakaś ich hierarchia i
pewien daltonizm; 2) Zdanie, które o tym mówi poprzedza
zdanie mówiące o polemikach Elzenberga z Tatarkiewiczem
i Kotarbińskim, stąd mogłoby powstać mylne wrażenie, że to
oni byli "ślepi."
Przypominam sobie polemikę Elzenberga z Kotarbińskim
na temat tego, czy bardziej warto budować filharmonie, jak
uważał, czy szpitale. Nie tak dawno nikt nie miał wątpliwości,
że warto budować stadiony, a nie szpitale i bardzo podobnej
dyskusji zabrakło. Nie była to zatem wcale polemika
widzącego wartości ze ślepcem, a coś, co bardzo pogłębia
refleksję na temat wartości w życiu praktycznym.
Poza tym nazywanie Kotarbińskiego
hedonistą (ze względu na pewną dwuznaczność tego
określenia, które bywa używane jako inwektywa) jest jednak
nadużyciem w świetle tego, co sam Kotarbiński pisał o
utylitarystach w tekście "Utylitaryzm a etyka litości."
Lepsze już jest określenie "minimalizm", choć
nie rozumiem w jaki sposób miałby on "godzić w kulturę."
Problem polega nie tyle na tym, czy się o wartościach
wiele mówi, czy je przemilcza, ale j a k się o nich mówi i
czy są one przedmiotem osobnej refleksji. Sam Elzenberg,
podobnie jak Herbert, miał pewne poczucie światopoglądowej
i kulturowej wyższości, ale akurat nie za to go podziwiam.
Elzenberg słusznie zwracał uwagę, że Tatarkiewicz w "Historii
estetyki" przeoczył to, że dla Platona piękno i dobro było w
istocie tą samą wartością - "pięknem moralnym." Tatarkiewicz
postąpił tu jak historyk, który dokonuje rozróżnień dla potrzeb
klasyfikacji przedmiotów, na temat których się wypowiada, a nie
jak przenikliwy filozof. Ale jego książka "O szczęściu" jest
dziełem w pełni filozoficznym i wyraża jego poczucie wartości,
skrywane czasem w gąszczu cytatów...
Byłem uczestnikiem seminarium Wolniewicza poświęconego
filozofii wartości Elzenberga i pewne rzeczy on tam jednak
słusznie rozważał, a nie przesądzał. Nie podoba mi się dzielenie
filozofów na wrogie obozy, bo pachnie to często jakąś ideologią,
choć czasem bywa uzasadnione, bo w końcu już w starożytności
rozwój filozofii określał spór. Elzenberg i Kotarbiński nie zgadzali
się jedynie w ocenie, które wartości są najważniejsze i czy warto
refleksji nad nimi poświęcać tak wielki wysiłek teoretyczny.
No i...uwikłałem się w polemikę i na samego Elzenberga nie
mam już dzisiaj czasu...Jest 4.45...
"Dlaczego jednak porównujemy dwa światy,
a nie po prostu, jak to czyni Mill, Sokratesa i świnię?
Bo istnienie Sokratesa i świni ma skutki..."
(Elzenberg, "Przeciwko hedonizmowi").
Końcowy cytat odnosi się oczywiście do sławnych słów Milla z "Utylitaryzmu":
OdpowiedzUsuń"Lepiej być niezadowolonym Sokratesem, niż zadowoloną świnią"...Nawet jeśli świnia jest innego zdania.
Ciekawe sa rozwazania filozoficzne, jeden Filozof drugiemu zaprzecza.
OdpowiedzUsuńW zaden sposob nie zblizamy sie do poznania jakiejs uznanej przez wszystkich Prawdy, czy wartosci, ktora bedzie uznana przez wszystkich.
A jeszcze dochodzi watek Zydowski.
Eldenberg prawdziwym Polakiem oczywiscie nie byl,
wychowany w Wilnie, w kulturze poza Polska, niezaleznie czy Wilno wtedy nalezalo do Polski to jednak byla to tylko chwila polskosci gdy popatrzymy na dzieje historyczne.
Filozofia wydaje sie byc niezwykle skomplikowana.
Powstrzymam sie od oceny polskosci Eldenberga aby nie zostac naznaczony przez Ciebie Nezumi czy przez Piotra jako antyżyd.
Z Twojego opisu nasuwa sie wniosek, ze brak wybitnych polskich Filozofow.
Slowianie nie tylko nie maja wybitnych Filozofow, praktycznie brakuje nam wszystkiego.
Polegamy we wszystkim na kulturowo nam obcych.
Smutne to jest.
Ja obudzilem sie o 3 w nocy, rano do pracy ... krece sie w lozku juz od godziny.
Zrobila sie 4ta a zegarek nastawiony na 6:12
Kołakowski tłumaczył się z tych swoich poczynań wobec Spinozy, stwierdzając przy okazji ponownego wydania poprawionego przez siebie przekładu "Etyki...", dokonanego przez Halperna (Myślickiego):
OdpowiedzUsuń"Miałem wtedy 26 lat i byłem marksistą. Żadna z tych obu okoliczności biograficznych nie jest sama przez się hańbiąca ." Brzmi to trochę jak, byłem młody i glupi i przykro, że został do takiej deklaracji zmuszony.
Stwierdznie, na której się tu powołałem, pojawia się w jego książce "Jednostka i nieskończoność. Wolność i antynomie wolności w filozofii Spinozy." Nie wszystkie znane interpretacje filozofii Spinozy mają za sobą tak samo mocne uzasadnienie. Ta, która czyni z niego materialistę i ateistę ma wyjątkowo słabe, ponieważ opiera się na ukrytej przesłance, że obie te rzeczy filozofi chcial ukryć- wyraźnie bowiem przeczą jej pewne jego istotne stwierdzenia. Nie przyszłoby mi do głowy mieć pretensję do tak wybitnego autora, że byl marksistą. Osobiście nie widzę w tym niczego, co wymagałoby jakiegokolwiek tłumaczenia. Natomiast poświęcanie prawdy na rzecz myślenia w kategoriach ideologicznych budzi moją dezaprobatę...
Danek
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, kto jest prawdziwy Polak. Chopin - nie. Mickiewicz, Tuwim, Leśmian, Rubinstein - nie...Ani jaki to ma związek z byciem, albo nie byciem wybitnym filozofem 🙂 Rosjanie mieli wybitnych myślicieli,takich jak Szestow na przykład.
Ja tylko dla żartu piszę, że nie wiem, czy istnieję.🙂...Kłopot z istnieniem polega na tym, że nie zawsze łatwo jest rozpoznać, na czym polega wartość życia i szczęścia, a także właściwa postawa wobec innych. Nikt za nas na te pytania nie odpowie, ponieważ nasze życie jest jedyne i niepowtarzalne i nie będzie trwać wieczne. Trudno o takich rzeczach myśleć przez cały czas, ale stają się istotne w tych sytuacjach życia, które wymagają od nas dokonywania wyborów i wyznaczania scelów. Kartezjusz np. słusznie uważał, że jedną z najważniejszych rzeczy jest wybór właściwego zawodu i tego, czym chcielibyśmy się w życiu zajmować. Ale to tylko jedna z takich rzeczy...Filozofia wartości czy, tak zwana aksjologia, jest pewną wiedzą o wartościach i ich rodzajach. Jej cel nie jest bezpośrednio praktyczny. Swobodna kontemplacja też nie służy takiemu celowi. Jest to wiedza i wgląd z założenia bezinteresowny. Nie znaczy to jednak, że nie może mieć wpływu na to, jak żyjemy. Wszystko zależy od stopnia, w jakim jesteśmy w stanie się nimi przejąć czy owe wartości "uwewnętrznić."
OdpowiedzUsuńNezumi,
OdpowiedzUsuńnapisales o Kołakowskim, ze za mlodu zakochany byl w Marksizmie gdy byl w wieku ok 25 lat.
Teraz po wyjezdzie na Zachod zmienil swoje poglady o 180 stopni.
Widzialem takich młodych oszołomionych komunizmem gdy sam bylem na Studiach.
Ja w jego wieku, ba, nawet gdy jeszcze byłem w szkole podstawowej odmawiałem wszelkiej wspołpracy z czymkolwiek co smierdziało komuchami.
Nigdy nie zapisałem sie do harcerstwa aby nie spiewac z nimi piosenek o pochwale chłopo-robotnikow.
Jesli ja to widzałem bedac 10 lat od niego młodszy mam prawo napisac, ze z niego zaden Filozof tylko agitator zmieniajacy swoje poglady w zaleznosci jak wieje wiatr.
Trzzeba byc w zyciu bardzo czujnym aby nie dac sie komukolwiek oszołomic.
Prosze, nie stawiaj osoby w rodzaju Kołakowski w panteonie polskiej Filozofii.
Niech juz bedzie ten Elzenberg nawet Twoj promotor oraz przyjaciel prof. Marian Przełęcki
Od tego aby zaliczyc kogos do panteonu narodowej Filozofii powinno sie brac pod uwage charakter czlowieka.